poniedziałek, 24 czerwca 2013

pożegnanie.



Cześć, Misiu.

Twoi rodzice zabrali kilka rzeczy z mieszkania, a znajomi rozkradli wszystkie twoje zdjęcia, „żeby mi nie odjebało”. No, prawie wszystkie. Właśnie gapisz się na mnie ze swoimi wielkimi ślepiami z tej samojebki, co ją na naszych ostatnich wakacjach zrobiłeś. Postanowiłem, że kupię to mieszkanie, chociaż każdy mi to odradza. Mówią, że to nie jest dobry pomysł, bo coś tam, że czasu nie cofnę i będę się męczył. Kiedy ja właśnie tutaj czuję, że jesteś. Że zaraz wejdziesz do mieszkania i już na samym progu rzucisz swoje „kurwa, Zbychu, słuchaj tego...”. Kultura się szerzy, to na pewno.


Brakuje mi Ciebie.
Naszego droczenia się.
Wspólnego przeglądania ogłoszeń samochodowych.
Tylko po to, żeby popatrzeć.


Swoją drogą, odebrałem dzisiaj kilka rachunków na twoje nazwisko i oczywiście co? Wszystko muszę sam załatwiać. To znaczy nie muszę, ale jeżeli kogoś w to wplączę, to koniec ze mną. Misiek, jest tyle rzeczy, które chciałbym ci powiedzieć i nie bardzo wiem jak się do tego zabrać. Powinienem Cię przeprosić. Ale ja po prostu nie wiem jak.


Brakuje mi Ciebie.
Naszych wspólnych planów.
Twojego uśmiechu.
Twojego uporu osła.
Sposobu bycia.


Czas mija dużo szybciej niż jestem w stanie to nawet zauważyć, a każdego kolejnego dnia czuję Cię coraz bardziej. Żałuję wielu rzeczy. Żałuję, że krzywdziłem właśnie Ciebie. Mam do siebie ogromny żal, że spędzałem z tobą tak mało czasu. Jestem pierdolonym sukinkotem, ale o tym dobrze wiesz.  Cały ostatni rok… To wszystko stało się przeze mnie. Gdyby nie ja, byłbyś teraz tutaj. Najgorsze jest to, że o wielu rzeczach najzwyczajniej w świecie nie zdążyłem Ci powiedzieć. I nie wiem, co ty czułeś. Przez moje zawzięcie straciłem wszystko.
Cały czas o tobie myślę, wszystko mi tutaj Ciebie przypomina. Twoje ubrania nadal wiszą w szafie, trochę je poukładałem. Myśl, że nigdy więcej nie zobaczę twojej twarzy, twojego uśmiechu, nie usłyszę twojego głosu jest dla mnie nie do zaakceptowania. Cały czas mam wrażenie, że po prostu wyjechałeś. Ale przecież wrócisz. Zawsze wracałeś.


Brakuje mi Ciebie.
Nocnego wkurwiania przez telefon.
Wódki i ogórków też.
Wspólnego przesiadywania w knajpie do rana.
Twojego nałogu.
Ciebie.


Każdy kolejny dzień jest bolesną, szarą rzeczywistością. Kolejną walką, kolejną przeciwnością. Z kim walczę? 


Nie chcę, żeby ten ból odszedł.
Dzięki niemu żyję.
Mimo, że
Umarłem z tobą.
Kocham Cię.
Wybaczysz mi?

___________________________________________________
*śmiech na sali*
szykuję się na coś dłuższego, ale potrzebuję trochę czasu.
naprawdę, tylko trochę.