wtorek, 23 lipca 2013

Deszczowy dzień: cz. III



                Spotkanie w jastrzębskiej hali trwało w najlepsze, wrzawa kibiców jednej i drugiej drużyny wywoływała na twarzy Bartmana nieśmiały uśmiech. Był zły, kiedy trener postanowił, jak to ładnie określił,  dać mu dzisiaj wolne. Teraz czuł się dobrze, ale doskonale wiedział, że takie sytuacje będą zdarzały się coraz częściej. Nie chciał właśnie teraz zakrzątać sobie tym głowy i z całych sił starał się nie zerkać na Kubiaka, który prawdopodobnie rozgrywał jeden z najlepszych meczów swojego życia. Michał zawsze był niepokornym typem, który całą swoją frustrację przelewał na grę i robił to w tym momencie bez zwątpienia, bez chwili zawahania. Zbyszek nawet ucieszył się, że ostatecznie nie zagrał – Kubiak z pewnością sprowadziłby go na ziemię. Póki co, zamierzał dotrwać do końca spotkania jako kibic. Rozdał z uśmiechem kilka autografów, zamienił parę słów z kibicami, ale to  było za mało. Jego życie dobiegało końca, a on nie wciąż nie potrafił odpuścić. To wszystko go przygniatało, chciał szczerze porozmawiać z Kubiakiem, ale bał się odrzucenia? Nie potrafił tego zdefiniować, nie chciał się angażować, nie chciał kolejny raz go krzywdzić. Po prostu nie chciał cierpieć. A co innego mógł zrobić? Nie zdawał sobie sprawy z uczuć Kubiaka, z jego przygnębienia i zainteresowania. Nie wiedział, że Michał wypytuje Ignaczaka o wszystkie szczegóły jego życia, a ten bez zastanowienia opowiada mu o każdym jego dowcipie, każdym upadku, każdej radości z meczu nie ukrywając przed nim niczego. Nie omieszka wspomnieć o tym jak bardzo przygaszony jest w Rzeszowie. Kiedy Ignaczak tylko rozpoczynał ten temat rozmowa się urywała, Kubiak nie był gotowy na nocne zwierzenia starszemu koledze. Kiedy dowiedział się, że Zbyszek nie zagra w tak długo wyczekiwanym przez niego meczu poczuł się, jak gdyby ktoś wymierzył mu siarczysty policzek. Nie wiedział tylko dlaczego tak się stało.

                Spotkanie dobiegło końca, nagroda MVP bez wątpienia została przyznana Kubiakowi. Bartman zdobył się na drobne oklaski wraz z tłumem. Był pod wrażeniem postępu Miśka, już długo nie widział go w akcji. Nie potrafił przysiąść przed telewizorem i oglądać meczów Jastrzębskiego Węgla, zbyt wiele go to kosztowało.  Pomyślał o teczce, którą na całe szczęście zostawił w Rzeszowie -  ostatnim razem niewiele brakowało, a Ignaczak dobrałby się do niej bez słowa uprzedzenia. A tego za wszelką cenę Zbyszek próbował uniknąć. Przecież nikt nie mógł się dowiedzieć. Jeszcze nie teraz. 

                 Hala opustoszała, a sam Bartman postanowił skierować się w stronę szatni rzeszowskiej drużyny. Wiedział, że nie będzie im do śmiechu, porażka zawsze bolała. Jednak tym razem Rzeszowianie bez słowa protestu musieli uznać wyższość drużyny z Jastrzębia. A mówiono, że deszczowe dni nie służą Jastrzębianom. Zbyszek chciał jak najszybciej opuścić mury tej hali – najzwyczajniej w świecie chciał uciec. Drzwi szatni pomarańczowych zatrzasnęły się z impetem, a towarzyszył temu charakterystyczny męski śmiech i właśnie ten śmiech Bartman rozpoznałby wszędzie. Poczuł jak zamiera mu serce, jak na jego twarz wkrada się szeroki uśmiech. Obserwował reakcję Michała, który lekko zmieszany rozejrzał się dookoła. Zibi wiedział o czym myślał. Dokładnie o tym samym, co on. Uwielbiał te ogniki błyskające w jego oczach, które za każdym razem przyprawiały go o dreszcz. 

          - Cześć – szepnął nieśmiało unosząc lekko rękę. Na twarzy Kubiaka rysowało się wiele emocji, których Zbyszek nie był w stanie uchwycić. Żal, ten zdecydowanie przeważał. Cóż, nie miał prawa mieć mu tego za złe.  Bartman opuścił głowę, nie miał siły zdobyć się chociażby na słowo wyjaśnienia. Sam doprowadził ich relację do tego punktu, w jakim znajdują się teraz i uważał to za największy błąd swojego życia. Każdego dnia, każdej godziny i w każdej minucie żałował. Chciał to naprawić, ale teraz było już za późno. 

Długie palce oplotły jego twarz, ciepły oddech delikatnie muskał bartmanowe usta by po chwili poczuć przyjemne ciepło miękkich warg Kubiaka. Michał skierował ich do najbliższego korytarza w obawie przed nieproszonymi obserwatorami, tak jak robił to wcześniej. Zbyszek mruknął cicho i odsunął go od siebie. Przecież obiecał sobie co innego! Nie mógł kolejny raz patrzeć na cierpienie najważniejszej dla niego osoby. Niebieskooki szarpnął Bartmana za bluzę, stopniowo rozluźniając uścisk. 

- Dlaczego Ty mi to robisz, skurwielu? - warknął po chwili, aby ponownie zatopić się w brutalnym pocałunku. Ręce Michała powędrowały niżej, sięgając pod bluzę Bartmana. 

- To się nie uda – Zbyszek przegryzł wargę starając się odwrócić wzrok od hipnotyzującego spojrzenia przyjaciela. Cofnął się chowając ręce w kieszeniach wytartych dżinsów. Kubiak uniósł głowę nie dając po sobie poznać kolejnego ciosu.

- I to dlatego wyjechałeś? Właśnie dlatego zostawiłeś mnie tutaj samego bez słowa? A pomyślałeś w tym wszystkim chociaż przez moment jak ja się czuję? Kurewsko, Zibi. Kurewsko się z tym czuję. 

Bartman chciał w jakiś sposób zaprzeczyć, ale uciążliwa klucha w gardle nie pozwalała mu wypowiedzieć ani jednego słowa. 

- I wiesz jaki jest twój problem? Wszystkich traktujesz tak samo, nie pozwalasz sobie pomóc i każdego odsyłasz z kwitkiem. Nawet tego, któremu na tobie najbardziej zależy i kto jest w stanie poświęcić dla ciebie wszystko, a Ty go po prostu potraktowałeś jak śmiecia. – Stopniowo ściszał głos. Nienawidził tego uczucia, kiedy wszystko co ma rozsypuje się w jednej chwili. 

- Michał, ja… - umieram, przeszło mu przez myśl. Nie wiedział jak miał mu o tym powiedzieć. Nie chciał, po prostu nie chciał, nie potrafił. Z drugiej strony, jeżeli kolejne kłamstwo choć przez moment mogło wywołać uśmiech na twarzy Michała, był gotowy kłamać cały czas. 

- Ja nie chcę, żebyś kolejny raz… Nie chcę, żebyś się mną zadręczał – wydusił po chwili. Brunet przewrócił oczami, składając ręce w geście rezygnacji. Przydusił go do ściany zakleszczając w uścisku. Starał się zatrzymać jego rozbiegane spojrzenie, które ewidentnie coś ukrywało. Jednocześnie to właśnie spojrzenie znaczyło dla niego najwięcej. Odważył się musnąć opuszkami palców jego policzek, zatrzymując się przez ułamek sekundy na kąciku ust. Kubiak nie rozumiał dlaczego Zbyszek cały czas tak usilnie próbował go do siebie zniechęcić. Przecież on nadal go kochał, nie potrzebował zapewnień. Czuł to.

- Zibi, ja, ja zrobię wszystko, tylko proszę… Proszę, zostań – szepnął łamiącym się głosem. Zielonooki nie był w stanie zebrać myśli, to działo się za szybko. Nie potrafił też odmówić, tak bardzo nie chciał go krzywdzić. 

- Zostanę.

Chociaż wiedział, że kolejna rozłąka zaboli najbardziej.




KONIEC
_______________________________________________________
Ekhm, no. Mam dzisiaj lot na księżyc.Zdecydowanie powinnam przestać pisać po nocach.
W planach miniatura - trochę mi to zejdzie, ale będzie (hip-hip, hurra!). I zbieram się na coś niezbychiałowego, ale to jeszcze się zobaczy.
Póki co, żegnam się z wami tym jakże smutnym akcentem.