piątek, 19 lipca 2013

Deszczowy dzień: cz. I


   

Kolejny dzień, kolejny ranek, za chwilę kolejny trening. Zbyszek spojrzał na Kosoka, spodziewał się czegoś gorszego. Chciałby, aby ten dzień się już skończył, miał tego wszystkiego dość. O niczym innym teraz nie marzył, jak tylko o ciepłym łóżku, z którego przed chwilą siłą go wywleczono i o dużej porcji lodów waniliowych. Może też jakiś dobry mecz. Żyć, nie umierać. Wracając do rzeczywistości, czekało go śniadanie w towarzystwie swojego nieocenionego przyjaciela i wiernego towarzysza zabaw, Grzegorza Kosoka.

- Do kitu, do kitu, do kitu, do kitu. - Powtarzał Bartman, w przerwach gryząc plastikowy widelec.

- Weź już się zamknij, co? Jęczysz jak moja była. - Był wyraźnie znudzony, głowę opierał na ramieniu i wpatrywał się w telewizor. Nie było nic ciekawego, więc oglądał lokalne wiadomości. Zibi prychnął nerwowo.

- Wszystko jest do kitu, no kurwa, bez kitu.

- Weź, idź spać w ogóle. - Mruknął Kosok, po czym roześmiał się wesoło. Miał nadzieję poprawić humor koledze. Póki co, bez rezultatu.

- Wiem, trzeba ogarnąć. Ale nie mam kurwa takiej ochoty – jęknął i rzucił widelczykiem w kolegę.

- Od ochoty, to ty jesteś pierwszy, no nie? I nie wal poematów, tylko zjedz coś, no nie? - Zbyszek podniósł głowę i posłał mu wymuszony uśmiech.

- Błagam cię, no nie? Serio ? Znowu zaczynasz, dawno cię Igła nie nagrał? Nie jestem, kurwa, głodny. - Nie skłamał, naprawdę nie miał ochoty niczego przełknąć. Niby kurczak, niby sałatka, niby pomidory. Kiedy o tym myślał, zbierało mu się na wymioty.

- Zbychu, do kurwy jasnej, ogarniesz?

- Co? - Zapytał ironicznie. Grzesiek przewrócił oczami i odstawił kubek z kawą na swoje miejsce. Rozejrzał się dookoła zdając sobie sprawę, że hotelowa jadalnia zaczyna powoli się wypełniać. 

- Przestań. Nie, żeby coś, ale już mnie wkurwiasz jak dziurawy ser. - Powiedział i wpatrywał się w Bartmana, bez jakichś większych efektów.

- Aha. - Ten mruknął i wyjął z kieszeni telefon. Wpisał krótką wiadomość i wysłał ją do przyjaciela. Telefon na blacie wibrował, ale Grzegorz nie spuszczał z niego wzroku.

- To przestało być zabawne, Zibi. Mówię poważnie. - Zielonooki przegryzł wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

- Dziękuję, przepraszam. - Wstał i skierował się w stronę wyjścia. Kosok nie próbował go zatrzymywać.

Kiedy znalazł się w pokoju, rzucił się na łóżko i sięgnął pod poduszkę, aby odnaleźć telefon. Miał z tym problem, chociaż pomyślał z uśmiechem, nie takie rzeczy już robił. Przecież właśnie tam powinien się znajdować.

- No, gdzie jesteś? – Mruknął cicho i wykonał zbyt gwałtowny manewr. Obrócił się na lewą stronę, przez co wylądował na podłodze.

- Ała, kurwa - jęknął sarkastycznie. Serio zabolało. Chwycił się za ramię i jakoś pozbierał, psiocząc pod nosem. Na powrót usiadł i westchnął. W sumie, to nawet lepiej, że nikt nie przybył z odsieczą. Beznadzieja.

Zaśmiał się krótko , komórka leżała na podłodze. Lepiej – to on leżał na niej. Teraz przynajmniej wiedział, dlaczego tak cholernie boli go ręka. Żyć nie umierać 2.

Zrezygnowany wyjrzał przez okno. Na zewnątrz widział tylko przechodniów, spacerowiczów, pełną życia jastrzębską uliczkę. Jego wcześniejsze życie. Nie chciał teraz do tego wracać, usłyszał szmery za drzwiami. Miał nadzieję, że to tylko Grzesiek, który postanowił go zabawiać. Wiedział, że musi przestać rozpamiętywać przeszłość, bo znów się rozklei, a tego akurat nie cierpiał. Nienawidził czuć się mięczakiem.

- Co Ty robisz?! – Doszedł go podniesiony głos kolegi. Spojrzał w jego kierunku, po czym westchnął niezauważalnie. 

- Znalazłem, tak! – Zibi wydarł się i z dziką radością usiadł po turecku i oparł się plecami o zrzucone poduszki. Musiał coś zagrać przed Kosokiem, więc  postawił na jego PSP. Włączył urządzenie i starał się ignorować obecność Grzesia. Prawie mu się to udało.

- Ej no, co się z tobą dzieje? - Zapytał i przykucnął obok. Spojrzał na niego kątem oka i wrócił do przerwanej czynności.

- Ze mną? – Burknął znudzonym tonem. - Jestem mistrzem! 18 poziom, przebijesz?

- Kurwa, nie, nie przebiję, pierdolnę cię zaraz. Czy ty jesteś jebnięty jaki, czy to mi odpierdala?

- E, raczej to drugie, ale się nie przejmuj, bywa. Akurat padło na ciebie, zrządzenie losu. No ale ofiary tak mają, zwykle najpierw im się wydaje, że mają przyjaciela psychopatę – i to jest właśnie twój level – a potem tylko latają na gaciach po ulicy z nożem z zamiarem odcięcia sobie chuja. No to się uśmiałem, jeszcze coś? – Zbyszek odpuścił. Widział wyraz twarzy Grzegorza i wiedział, że przegiął, no ale nie takie rzeczy już mu mówił. W innym kontekście, ale jednak. Bartman odłożył konsolę i spojrzał na niego spode łba, po czym przeniósł wzrok na sufit.

- Stary, co się dzieje? - Chłopak pomyślał, że Kosok trochę cukrzy, zapewne miał rację. 

- Nic – odpowiedział zgodnie z prawdą. Nic się nie działo. Prócz tego, że nikt nie potrafił go zrozumieć i wszystko kręciło się wokół zbliżającego się Pucharu Polski, kolejnych treningów, kolejnego meczu. Wzdrygnął się na samą myśl. Wiedział, że jest niesprawiedliwy, uwielbiał to, co robi, ale był na siebie wściekły. Z każdą chwilą to wszystko go przerastało, presja stawała się coraz większa.

- Chodzi o Michała, prawda? – szepnął i wyszedł. Nie oczekiwał odpowiedzi. Otępiały brunet odprowadził go pustym wzrokiem, zaciskając nerwowo dłonie w pięść.

- Kurwa – warknął. - Kurwa, kurwa, kurwa.

Ostatnio na nic nie miał ochoty, co było dziwne, jeżeli o niego chodzi. Najchętniej przespałby cały dzień i całą noc. Najlepiej całe życie. Był przekonany, że to z przemęczenia, w końcu ile można? Miał tego dość, psychicznie i fizycznie. Poczuł, że zjadłby coś, ale nie chciał ryzykować tym, że to zwróci. Zupełnie jak ta baba w ciąży.

Ponownie sięgnął po telefon. Wystukał palcem odpowiednie ikony i przewinął książkę telefoniczną w poszukiwaniu konkretnego kontaktu.

- Misiek – szepnął cicho. Uśmiechnął się pod nosem i wystukał krótką wiadomość. Nie, po prostu nie mógł. Usunął treść i ponownie odnalazł jego numer. Wahał się, czy aby na pewno kliknąć odpowiedni przycisk i zadzwonić. Ale tylko przez moment. Wiedział, że i tak nie będzie w stanie wykrztusić ani słowa, siedział tak i ślepo gapił się w przestrzeń. 

Zrezygnował.

________________________
Shit. Nie wiem, co to jest. Co to w ogóle będzie?
Whatever, sama sobie się dziwię, że się z wami tym dzielę.
Nie no, ale tytuł też oryginalny. Shit everywhere.

6 komentarzy:

  1. Po raz pierwszy komentuje, ale czytam od początku :P
    O ja... Chcę więcej! To jest mega... Aż nie wiem co napisać.. Na początku, nie wiem czemu ale miałam wrażenie, że to kontynuacją 'Snu' i reakcja Zbycha na.. no nieważne :P

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże, Oliwia! To będzie tak fantastyczne, że fantastyczność tego mnie już przygniata... Nie wiem czy ty sobie zdajesz sprawę, jak ty fenomenalnie operujesz słowami, twoje gry językowe są na cholernie wysokim poziomie i przysięgam, ci, że już dawno nie czytałam tak dobrze skonstruowanego kawałka literatury. Czekam na więcej zdecydowanie, w ogóle nie chciałabyś może napisać czegoś dłuższego? Poza tym Zibi i Kosa są fenomenalnie! Kocham cie po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja Ci dam shit. moja przedmówczyni ma rację, piszesz fantastycznie. Zbyszek jest jak ja pół roku temu. tylko może skończ to jedno dobrze, bo mi smutno, kiedy ta para się nie schodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się z ostatnim zdaniem :P aczkolwiek powiedziałaś mi kiedyś Oliwka, że nie lubisz happy endów więc wolę się nie nastawiać :P

      Usuń
  4. A ja myślałam pod koniec tylko Zadzwoń! Zadzwoń! Zadzwoń! i nie zadzwonił:( Podoba mi się i czuję, że będzie super, więc z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg;) Ps. Nie wiem, chyba jest coś ze mną nie tak, bo nie wszystkie ich teksty za pierwszym razem ogarnęłam:P

    OdpowiedzUsuń
  5. Yyy, przepraszam Grzesiu, co ty masz do sera z dziurami? xp

    przeklinający siatkarze >>>
    hahahaxp

    OdpowiedzUsuń