Spotkanie w jastrzębskiej hali trwało w najlepsze, wrzawa kibiców jednej i drugiej
drużyny wywoływała na twarzy Bartmana nieśmiały uśmiech. Był zły, kiedy trener
postanowił, jak to ładnie określił, dać
mu dzisiaj wolne. Teraz czuł się dobrze, ale doskonale wiedział, że takie
sytuacje będą zdarzały się coraz częściej. Nie chciał właśnie teraz zakrzątać
sobie tym głowy i z całych sił starał się nie zerkać na Kubiaka, który
prawdopodobnie rozgrywał jeden z najlepszych meczów swojego życia. Michał
zawsze był niepokornym typem, który całą swoją frustrację przelewał na grę i
robił to w tym momencie bez zwątpienia, bez chwili zawahania. Zbyszek nawet
ucieszył się, że ostatecznie nie zagrał – Kubiak z pewnością sprowadziłby go na
ziemię. Póki co, zamierzał dotrwać do końca spotkania jako kibic. Rozdał z
uśmiechem kilka autografów, zamienił parę słów z kibicami, ale to było za mało. Jego życie dobiegało końca, a on nie
wciąż nie potrafił odpuścić. To wszystko go przygniatało, chciał szczerze
porozmawiać z Kubiakiem, ale bał się odrzucenia? Nie potrafił tego zdefiniować,
nie chciał się angażować, nie chciał kolejny raz go krzywdzić. Po prostu nie
chciał cierpieć. A co innego mógł zrobić? Nie zdawał sobie sprawy z uczuć
Kubiaka, z jego przygnębienia i zainteresowania. Nie wiedział, że Michał
wypytuje Ignaczaka o wszystkie szczegóły jego życia, a ten bez zastanowienia
opowiada mu o każdym jego dowcipie, każdym upadku, każdej radości z meczu nie ukrywając przed nim niczego. Nie omieszka wspomnieć o
tym jak bardzo przygaszony jest w Rzeszowie. Kiedy Ignaczak tylko rozpoczynał ten temat
rozmowa się urywała, Kubiak nie był gotowy na nocne zwierzenia starszemu koledze. Kiedy dowiedział się, że Zbyszek nie zagra w tak długo
wyczekiwanym przez niego meczu poczuł się, jak gdyby ktoś wymierzył mu
siarczysty policzek. Nie wiedział tylko dlaczego tak się stało.
Spotkanie
dobiegło końca, nagroda MVP bez wątpienia została przyznana Kubiakowi. Bartman
zdobył się na drobne oklaski wraz z tłumem. Był pod wrażeniem postępu Miśka,
już długo nie widział go w akcji. Nie potrafił przysiąść przed telewizorem i
oglądać meczów Jastrzębskiego Węgla, zbyt wiele go to kosztowało. Pomyślał o teczce, którą na całe szczęście
zostawił w Rzeszowie - ostatnim razem
niewiele brakowało, a Ignaczak dobrałby się do niej bez słowa uprzedzenia. A
tego za wszelką cenę Zbyszek próbował uniknąć. Przecież nikt nie mógł się
dowiedzieć. Jeszcze nie teraz.
Hala opustoszała, a sam Bartman postanowił
skierować się w stronę szatni rzeszowskiej drużyny. Wiedział, że nie będzie im
do śmiechu, porażka zawsze bolała. Jednak tym razem Rzeszowianie bez słowa
protestu musieli uznać wyższość drużyny z Jastrzębia. A mówiono, że deszczowe dni nie służą Jastrzębianom. Zbyszek chciał jak
najszybciej opuścić mury tej hali – najzwyczajniej w świecie chciał uciec.
Drzwi szatni pomarańczowych zatrzasnęły się z impetem, a towarzyszył temu charakterystyczny
męski śmiech i właśnie ten śmiech Bartman rozpoznałby wszędzie. Poczuł jak
zamiera mu serce, jak na jego twarz wkrada się szeroki uśmiech. Obserwował
reakcję Michała, który lekko zmieszany rozejrzał się dookoła. Zibi wiedział o
czym myślał. Dokładnie o tym samym, co on. Uwielbiał te ogniki błyskające w jego oczach, które za każdym razem przyprawiały go o dreszcz.
- Cześć – szepnął nieśmiało unosząc
lekko rękę. Na twarzy Kubiaka rysowało się wiele emocji, których Zbyszek nie
był w stanie uchwycić. Żal, ten zdecydowanie przeważał. Cóż, nie miał prawa
mieć mu tego za złe. Bartman opuścił
głowę, nie miał siły zdobyć się chociażby na słowo wyjaśnienia. Sam doprowadził
ich relację do tego punktu, w jakim znajdują się teraz i uważał to za
największy błąd swojego życia. Każdego dnia, każdej godziny i w każdej minucie
żałował. Chciał to naprawić, ale teraz było już za późno.
Długie
palce oplotły jego twarz, ciepły oddech delikatnie muskał bartmanowe usta by po
chwili poczuć przyjemne ciepło miękkich warg Kubiaka. Michał skierował ich do
najbliższego korytarza w obawie przed nieproszonymi obserwatorami, tak jak
robił to wcześniej. Zbyszek mruknął cicho i odsunął go od siebie.
Przecież obiecał sobie co innego! Nie mógł kolejny raz patrzeć na cierpienie
najważniejszej dla niego osoby. Niebieskooki szarpnął Bartmana za bluzę,
stopniowo rozluźniając uścisk.
- Dlaczego
Ty mi to robisz, skurwielu? - warknął po chwili, aby ponownie zatopić się w
brutalnym pocałunku. Ręce Michała powędrowały niżej, sięgając pod bluzę
Bartmana.
- To się
nie uda – Zbyszek przegryzł wargę starając się odwrócić wzrok od hipnotyzującego
spojrzenia przyjaciela. Cofnął się chowając ręce w kieszeniach wytartych
dżinsów. Kubiak uniósł głowę nie dając po sobie poznać kolejnego ciosu.
- I to
dlatego wyjechałeś? Właśnie dlatego zostawiłeś mnie tutaj samego bez słowa? A
pomyślałeś w tym wszystkim chociaż przez moment jak ja się czuję?
Kurewsko, Zibi. Kurewsko się z tym czuję.
Bartman
chciał w jakiś sposób zaprzeczyć, ale uciążliwa klucha w gardle nie
pozwalała mu wypowiedzieć ani jednego słowa.
- I wiesz
jaki jest twój problem? Wszystkich traktujesz tak samo, nie pozwalasz sobie
pomóc i każdego odsyłasz z kwitkiem. Nawet tego, któremu na tobie najbardziej
zależy i kto jest w stanie poświęcić dla ciebie wszystko, a Ty go po prostu
potraktowałeś jak śmiecia. – Stopniowo ściszał głos. Nienawidził tego uczucia,
kiedy wszystko co ma rozsypuje się w jednej chwili.
- Michał,
ja… - umieram, przeszło mu przez
myśl. Nie wiedział jak miał mu o tym powiedzieć. Nie chciał, po prostu nie
chciał, nie potrafił. Z drugiej strony, jeżeli kolejne kłamstwo choć przez
moment mogło wywołać uśmiech na twarzy Michała, był gotowy kłamać cały czas.
- Ja nie
chcę, żebyś kolejny raz… Nie chcę, żebyś się mną zadręczał – wydusił po chwili.
Brunet przewrócił oczami, składając ręce w geście rezygnacji. Przydusił go do
ściany zakleszczając w uścisku. Starał się zatrzymać jego rozbiegane
spojrzenie, które ewidentnie coś ukrywało. Jednocześnie to właśnie spojrzenie
znaczyło dla niego najwięcej. Odważył się musnąć opuszkami palców jego
policzek, zatrzymując się przez ułamek sekundy na kąciku ust. Kubiak nie
rozumiał dlaczego Zbyszek cały czas tak usilnie próbował go do siebie
zniechęcić. Przecież on nadal go kochał, nie potrzebował zapewnień. Czuł to.
- Zibi,
ja, ja zrobię wszystko, tylko proszę… Proszę, zostań – szepnął łamiącym się
głosem. Zielonooki nie był w stanie zebrać myśli, to działo się za szybko. Nie
potrafił też odmówić, tak bardzo nie chciał go krzywdzić.
- Zostanę.
Chociaż
wiedział, że kolejna rozłąka zaboli najbardziej.
KONIEC
_______________________________________________________
Ekhm, no. Mam dzisiaj lot na księżyc.Zdecydowanie powinnam przestać pisać po nocach.
W planach miniatura - trochę mi to zejdzie, ale będzie (hip-hip, hurra!). I zbieram się na coś niezbychiałowego, ale to jeszcze się zobaczy.
Póki co, żegnam się z wami tym jakże smutnym akcentem.
W planach miniatura - trochę mi to zejdzie, ale będzie (hip-hip, hurra!). I zbieram się na coś niezbychiałowego, ale to jeszcze się zobaczy.
Póki co, żegnam się z wami tym jakże smutnym akcentem.